O dziecięcej żałobie, smutku, zagubieniu, czyli o trudach (nie)istnienia

O dziecięcej żałobie, smutku, zagubieniu, czyli o trudach (nie)istnienia

Autor: Joanna Nienałtowska-Padło

Joanna Nienałtowska-Padłotrener, pedagog wielokrotny (pedagogika specjalna, opiekuńczo-wychowawcza, terapia pedagogiczna, socjoterapia), absolwent dwustopniowego szkolenia w zakresie Terapii Skoncentrowanej na Rozwiązaniach; poszukiwacz nowych trendów w pedagogice i psychologii, pasjonat swojego zawodu oraz wrażania ciekawych koncepcji do praktycznej pracy z ludźmi (SOSW, asysta rodzinna, świetlice socjoterapeutyczne, NGO itp.); ma za sobą wieloletnią różnorodną praktykę zawodową, aktualnie – pedagog szkolny, trener rad pedagogicznych, pedagog, coach i terapeuta we własnym gabinecie.

Przede mną trudne zadanie napisania kilku słów o bolesnych przeżyciach dzieci związanych ze śmiercią bliskiej osoby, o dogłębnym smutku, kiedy trwanie ma tylko szare barwy, a czasami po prostu nie chce się być na świecie.

Najbardziej wiarygodne są refleksje oparte na osobistych doświadczeniach, a ja sama, jakkolwiek doświadczałam żałoby jako dziecko, to pamiętam, że odbywało się to w gronie ciepłej, kochającej rodziny, a moje smutki i rozpacze miały swoje należne miejsce i uważność dorosłych.

Jak każdy z nas, traciłam bliskich krewnych, ukochane babcie i dziadków, ale nigdy nie byłam – wspominanym w literaturze związanej ze śmiercią – niewidzialnym czy zapomnianym żałobnikiem. Pamiętam pogrzeby, poprzedzające je rytuały modlitewne, późniejsze spotkania rodzinne pełne rozmów, wspomnień, czasami też łez, zewnętrzne oznaki żałoby – białe kalie, czarne aksamitki, wiązanki kwiatów. Wszystko miało swój naturalny rytm i choć niełatwe do przeżycia, paradoksalnie pozwalało żyć dalej w świecie bez nieobecnych bliskich.

Pewnie truizmem jest stwierdzenie, że dziś wyrugowaliśmy z naszej rzeczywistości śmierć, cierpienie, chorobę, kalectwo, ale też wierzę, że niektórzy z Was podzielają mój punkt widzenia.

Wspominam o tym, bo mimo życzeniowego obrazu świata, gdzie wszystko musi być estetyczne, zdrowe i przyjemne, “nieznośna lekkość bytu” (tytuł znanej książki M. Kundery) jest i zaskakuje nas w najmniej oczekiwanym momencie. Choćbyśmy nie wiem jak intensywnie spychali na margines życia śmierć i cierpienie, to przecież one stanowią jego część.

W książce Ursuli K. Le Guin Czarnoksiężnik z Archipelagu, powtarza się motyw – młody chłopiec, chcąc jak najszybciej osiągnąć magiczną moc, przywołuje demona, który go potem prześladuje i chce zabić. W końcu mag uświadamia sobie, że jedynym sposobem uwolnienia od cienia jest zaakceptowanie jego istnienia, bowiem okazuje się on mroczną stroną duszy.

Może to nie jest najtrafniejsza przenośnia, bo nie chodzi tu o ciemne zakamarki naszego jestestwa, ale ujął mnie ten obraz, stąd też pozwoliłam sobie go przywołać. Zaakceptowanie oznacza przetrwanie, choć niełatwe, ale nie tak niszczące jak zaprzeczanie rzeczywistości.

My – dorośli, doświadczeni, dojrzali – mamy, przynajmniej teoretycznie, wewnętrzne „narzędzia”, które pozwalają nam uporać się z najtrudniejszymi traumami. Może jest to wiara, że nasz byt się tu nie kończy, może pamięć o bliskim zmarłym i chęć zachowania tego, co nam swoim życiem pokazał, przy czym – gdzieś z tyłu głowy – kołacze się myśl, że jakoś to się musi w końcu poukładać…

Różnie radzimy sobie z żałobą, czasem ona „wylewa się” przez uzewnętrznienie emocji, a czasami wręcz przeciwnie – uciekamy w pracę, dodatkowe obowiązki i czynności, żeby tylko nie myśleć i nie czuć. Świadomość targających nami uczuć i dzielenie się nimi, różne rytuały, pomoc bliźnich, a przede wszystkim przywołująca nas do porządku zwyczajna codzienność pozwala na stopniowe godzenie się z rzeczywistością.

Kiedyś pewna pani, długo po śmierci swojej ciężko chorej córki, powiedziała mi, że ból nie mija, tylko trwa – ale obudowany kolejnymi wydarzeniami, przeżyciami, pozwala być dalej i cieszyć się tym, co przynoszą lata.

A teraz dziecko – z racji etapu rozwoju, jeszcze nie jest w stanie dostrzec takiej odległej perspektywy, nie ma też wspomnianych wcześniej „narzędzi” radzenia sobie z czymś, co przekracza jego zdolności pojmowania.

Czasami jest zagubione między cierpiącymi dorosłymi – „zapomniany żałobnik”, zostawiony sam sobie. Jego ból może wyrażać się nie tylko żalem czy rozpaczą, ale i lękiem oraz złością zarówno na zmarłego, jak i na żyjących członków rodziny. Bywa też, że dziecko, nie mając jeszcze świadomości nieodwracalności śmierci, może oczekiwać, że ukochany dziadek czy rodzic wróci i że jednak wszystko będzie jak dawniej. Z czasem pojawią się obawy na poziomie konkretów – kto będzie gotował, odprowadzał do szkoły itp.

Na poziomie przeżywania, oprócz mniej czy bardziej skrywanych lub maskowanych uczuć, dziecko może popaść w nieuzasadnione poczucie winy. Albo – chce być podporą dorosłych i nie obciążać ich własnym bólem, więc kreuje się na osobę silną, która nie potrzebuje wsparcia.

I te, i inne reakcje niosą z sobą niebezpieczeństwo dla młodego człowieka, więc pochylenie się nad jego poczuciem straty poprzez ciepłe komunikaty i akceptujące zachowania, przez włączanie go w rytuały pożegnania i bycie razem w smutku, są koniecznością, a nawet ratunkiem przed zaburzeniami wynikającymi z niedomknięcia procesu żałoby.

My – nauczyciele, wychowawcy, specjaliści od różnych aspektów rozwoju i funkcjonowania dziecka – jesteśmy częścią jego świata, więc wiedza o tym, jak pomóc mu przetrwać i powoli wracać do codzienności, jest nam potrzebna. Stąd też, mimo że temat niszowy i niełatwy, propozycja porozmawiania o żalu po stracie i o adekwatnym wsparciu, zarówno dziecka, jak i rodziny.

Jest wiele bajek, opowiadań, wierszy poruszających problematykę rzeczy ostatecznych. Warto z nich skorzystać podczas spotkań z młodym żałobnikiem, a także z grupą czy klasą.

Może nie powinniśmy czekać, aż coś się wydarzy i zmusi nas do podjęcia tej tematyki. Może w obecnej, trudnej rzeczywistości i w tym właśnie czasie warto porozmawiać o przemijaniu, wspierając się własną mądrością życiową i doświadczeniem oraz stosowną literaturą i poezją.

Wspomnę tylko o Astrid Lindgren i Braciach Lwie Serce, czy też o wierszach z dwóch biegunów widzenia świata – Wisławy Szymborskiej („Nic dwa razy się nie zdarza, I dlatego z tej przyczyny zrodziliśmy się bez wprawy i pomrzemy bez rutyny”) i księdza Jana Twardowskiego.

I tu nie mogę się powstrzymać przed zacytowaniem:

Listopad cmentarz pusty

deszczu zimna lura

– to straszne – ktoś mówi

przestać kochać zmarłego dlatego, że umarł

(Lura, ks. J. Twardowski)

Mamy też poetów minionego wieku, którzy tak pięknie oswajali siebie i nas z przemijaniem:

I do dziś mam taką szkolną trwogę:

Bóg mnie wyrwie – a stanę bez słowa!

– Panie Boże! Odpowiadać nie mogę,

Ja… wymawiam się, mnie boli głowa…

Trudna lekcja. Nie mogłem od razu.

Lecz nauczę się… po pewnym czasie…

Proszę! Zostaw mnie na drugie życie

Jak na drugi rok w tej samej klasie

(Nauka, J. Tuwim)

Nie mam tu możliwości przytoczenia Państwu treści pięknych, mądrych bajek terapeutycznych, ale warto się potrudzić i znaleźć takie, które będą adekwatne do wieku Waszych wychowanków i do okoliczności. Chcę tylko zasygnalizować, że to dostępne i niezwykle przydane wsparcie w pracy w tak trudnym obszarze.

Dla starszych może pomocna będzie poezja młodo zmarłej Haliny Poświatowskiej („…czasem przychodzi ostra świadomość konieczności rozkruszonej ziemi…”), czy też piękne Epitafium pamięci Piotra w niezapomnianym wykonaniu Czesława Niemena.

A dla wielbicieli klasyki – Treny Jana Kochanowskiego, które zawierają poetycko i prawdziwie opisane etapy przeżywania żałoby…

I tak można byłoby długo, bo przykładów całe mnóstwo, a ja chciałabym tylko zachęcić Państwa do tego, by nie unikać tematyki żalu po stracie i nie czekać, aż okoliczności nas zmuszą do przygotowania takich zajęć. Ból i śmierć są częścią życia i jak czarnoksiężnik z Archipelagu połączył się w końcu ze swoim cieniem, nam też pozostaje tylko akceptacja tego „spektaklu na pograniczu dwóch światów”.

Mimo tej minorowej tonacji serdecznie zapraszam na szkolenie „Śmierć bliskiej osoby, rozwód rodziców i inne traumatyczne wydarzenia w życiu ucznia. Jak pomóc?”. Myślę, że przyda się osobom wspierającym rozwój, będzie dużo praktycznej wiedzy opartej na sprawdzonej literaturze i doświadczeniach trenera, wartościowa bibliografia, podpowiedzi dotyczące źródeł oraz konkretnych „pomocników” do pracy z dzieckiem w żałobie.