Zwróćmy uczniom wolność, czyli o budowaniu uczniowskiej autonomii

Zwróćmy uczniom wolność, czyli o budowaniu uczniowskiej autonomii

Autor: Piotr Bachoński

Piotr Bachoński absolwent Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu – filologia polska; ukończył podyplomowe studia z informatyki, zarządzania oświatą oraz Podyplomowe Studia Liderów Oświaty; nauczyciel, wicedyrektor szkoły, ekspert ds. awansu zawodowego nauczycieli; uzyskał trzy certyfikaty trenerskie; prowadzi szkolenia, warsztaty, webinaria z zakresu motywacji, oceniania, wizualizacji, myślenia krytycznego; autor i opiekun e-kursów dla nauczycieli, w tym dla nauczycieli języka polskiego; realizuje procesy kompleksowego wspomagania szkół; prelegent konferencji SEO, OSKKO, międzynarodowej Konferencji TOC; publikował w „Dyrektorze szkoły”.

Piotr Bachoński

Pewnego dnia, dawno temu, mój syn przyszedł ze szkoły z wiadomością, że ma zbudować model rakiety kosmicznej. Uznałem, że tak poważne zadanie inżynieryjne nie może spoczywać jedynie na wątłych, wtedy, barkach mojego dziecka. Jako były modelarz wziąłem się do pracy i muszę przyznać, że bardzo byłem dumny z wyniku. Rakieta była nowoczesna i piękna. Krótko mówiąc, cud techniki. Tego dnia, gdy syn miał wrócić ze szkoły, niecierpliwie czekałem na ocenę. Okazało się, że  dostałem 4+. Byłem oburzony, ja, modelarz kartonowy, który zbudował tyle modeli, dostałem 4 +?! Wtedy nie było dla mnie ważne, czego nauczył się mój syn, było ważne, jaką ocenę otrzymał i ta ocena była oburzająca.

Mój syn (nieświadomie) i ja – rodzic padliśmy ofiarą pierwszej przyczyny zniewolenia uczniów, jaką jest nastawienie na wynik. Dla rodziców wynik jest ważny, ponieważ chcą, żeby ich dzieci dostawały jak najlepsze oceny. Dla nauczycieli, ponieważ ich pracę ocenia się, niestety, na podstawie wyników egzaminów, średnich ich uczniów. Tutaj trzeba postawić pytanie: Czego uczy się dziecko, obserwujące rodzica, który wykonuje jego prace domowe? Uczy się tego, że nie jest w stanie samodzielnie sprostać wymaganiom, jakie stawiają przed nim dorośli (a przecież im ufa). Uczy się niesamodzielności.

Drugą przyczyną zniewolenia uczniów jest fatalne zauroczenie stopniem szkolnym. Żaden normalny człowiek nie uczy się niczego, po to żeby być ocenianym. Uczy się, ponieważ sprawia mu to przyjemność, aby być podziwianym. Często uczy się też po to, by otrzymać konstruktywną informację zwrotną i być jeszcze lepszym i jeszcze bardziej podziwianym. Dowody? Nauczyłem się wiązać buty – podziwiaj mnie mamo! Nauczyłem się jeździć na rowerze pomimo tego, że 20 razy upadłem i się potłukłem. Nauczyłem się dlatego, że jazda na rowerze jest przyjemna. Nauczyłem się grać na gitarze akordu A dur. Powiedz, dlaczego nie wychodzi mi C dur? Jutro koncert.

A w szkole? Niemal wszystko, co uczeń robi, jest oceniane! Jak funkcjonowałby człowiek dorosły, który w czasie miesiąca otrzymałby kilkaset ocen swojej pracy? Dziecko poddane procesowi nieustannej oceny uczy się, że najważniejszym miernikiem jego wartości są stopnie, które otrzymuje. Skorzysta więc  z każdej pomocy, uczciwej i nieuczciwej, by mieć je jak najlepsze. Uczy się niesamodzielności.

Trzecia przyczyna zniewolenia uczniów to brak autonomii właśnie. Temat lekcji musi być podkreślony dwa razy (raz to pewnie byłoby ciężkie przestępstwo), dane muszą być zapisane w tabeli (dane umieszczone na  wykresie pewnie śmiertelnie by się obraziły); to musi być zapisane koniecznie „linijka pod linijką” (swoją drogą to dziwne, że nikt jeszcze nie wymyślił innych sposobów notowania). Uczeń od najmłodszych lat uczy się tego, że nie może decydować w najdrobniejszych i czasem najmniej istotnych sprawach. Uczy się niesamodzielności.

Skutkiem takich działań wdrażanych dzień po dniu przez miesiące i lata jest to, że otrzymujemy sformatowanego ucznia. Cechują go: niesamodzielność, wyuczona bezradność, brak poczucia sprawczości. My, nauczyciele, także ponosimy konsekwencje takiego stanu rzeczy. Stajemy się w całości odpowiedzialni za osiągnięcia edukacyjne naszych uczniów i jesteśmy później rozliczani z tego przez rodziców, którzy pytają, o ile nie krzyczą: „Co takiego Pani  zrobiła, żeby mój mały geniusz miał lepszą ocenę!”. Czasami jeszcze im się wymknie: „Do cholery!”.

Będę upierał się przy tym, że zwrócenie uczniom wolności może być łatwiejsze niż się wydaje. Wystarczy wykonać kilka małych kroków. Pierwszy to nauczenie naszych podopiecznych dokonywania wyborów przy każdej nadarzającej się okazji. Niech dziecko decyduje, jakim kolorem podkreślić temat, a jeśli będzie to kolor czarny, nie wysyłajmy go od razu do psychologa, to prawdopodobnie sprawa estetyki, a nie psychiki. Jeśli dziecko ma rozwiązać pięć zadań w domu, zadajmy mu dziesięć o takim samym stopniu trudności i niech samo sobie wybierze pięć. Bonusem w relacjach z nauczycielem będzie myśl ucznia: „Mój Boże, cóż za ludzki człowiek! Mógł zadać dziesięć, a zadał tylko pięć!”. Skupmy się na procesie, a nie na wyniku. Uczeń przychodzi do szkoły, po to, by się rozwijać. Jego prace nie mogą być więc doskonałe, bezbłędne, na najwyższym poziomie. Gdyby takie były, szkoła byłaby niepotrzebna.  Od dawna wiemy, jak to zrobić – oceniajmy kształtująco!

Ludzie, którym nie pozwala się na popełnianie błędów, których karze się za popełnione błędy, stają się niewolnikami paraliżującego strachu. Pielęgnujmy więc w naszych szkołach kulturę błędu. Wywieśmy w klasie hasło: Masz prawo się mylić. Zorganizujmy konkurs na najciekawszy błąd tygodnia, miesiąca.

Omawiajmy te błędy z uczniami, pokazując, że czasami świadczą one o logicznym myśleniu właśnie. W końcu skoro mówimy: pies, to logiczna byłaby forma: piesa. I taką właśnie żelazną logiką kierują się małe dzieci, stawiając twarde żądania typu: „Tata, ja chcem piesa!”. Poza tym uczeń to nie saper! Jeśli będzie wiedział, że nie może się pomylić, wybierze bezpieczną bierność zamiast ryzyka.

W końcu, aby uczeń mógł decydować  o swoim uczeniu się, musi wiedzieć, jak się uczyć. Musi poznać wiele sposobów analizowania tekstów, tworzenia notatek, utrwalania materiału. Co więcej, powinny być to narzędzia proste, aby uczeń nie poświęcał czasu i energii na ich opanowywanie, tylko z nich korzystał. Ponadto powinny być to narzędzia uniwersalne, takie, które dadzą się wykorzystać na różnych przedmiotach (pisałem o tym w poprzednich tekstach). Korzystanie z nich powinno stać się dla uczniów tak naturalne i niezauważalne jak oddychanie.

Jeśli uczniowie będą autonomicznie decydować o swoich wyborach edukacyjnych, będą też ponosić za nie odpowiedzialność. Staną się więc odpowiedzialni za własne uczenie się. Dokonywanie wyborów i ponoszenie ich konsekwencji to właśnie wolność.

Jeśli zwrócimy wolność uczniom, zwrócimy ją też sobie samym.