Skąd wziąć pieniądze na oświatę? Święty Mikołaj a papierowe podręczniki
Autor: Piotr Bachoński
Piotr Bachoński – absolwent Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu – filologia polska; ukończył podyplomowe studia z informatyki, zarządzania oświatą oraz Podyplomowe Studia Liderów Oświaty; nauczyciel, wicedyrektor szkoły, ekspert ds. awansu zawodowego nauczycieli; uzyskał trzy certyfikaty trenerskie; prowadzi szkolenia, warsztaty, webinaria z zakresu motywacji, oceniania, wizualizacji, myślenia krytycznego; autor i opiekun e-kursów dla nauczycieli, w tym dla nauczycieli języka polskiego; realizuje procesy kompleksowego wspomagania szkół; prelegent konferencji SEO, OSKKO, międzynarodowej Konferencji TOC; publikował w „Dyrektorze szkoły”.
Dzisiaj jestem Świętym Mikołajem, ponieważ mam pomysł, skąd wziąć mnóstwo pieniędzy dla uczniów, nauczycieli, na oświatę krótko mówiąc. Trzeba po prostu przestać je marnować, drukując papierowe podręczniki. Już wyjaśniam skąd ten pomysł.
We współczesnej edukacji (także polskiej) bardzo duży nacisk kładzie się na pracę z informacją (w edukacji polskiej przynajmniej deklaratywnie). I słusznie. Informacji jest po prostu zbyt dużo i przyrasta ona w postępie geometrycznym. Radzenie sobie z szumem informacyjnym, odsiewanie treści istotnych od śmieci, umiejętność weryfikowania, co jest prawdą, analiza pojęć potworków w stylu „fakty alternatywne” to naprawdę umiejętności kluczowe już dzisiaj i z każdym dniem coraz ważniejsze. W końcu umiejętność radzenia sobie z informacjami decyduje niejednokrotnie o życiu i śmierci. W czasie pandemii widzimy to na co dzień.
No dobrze, ale co mają do tego podręczniki. Otóż to, że zwalniają ucznia z poszukiwania informacji, przecież ma je pięknie zestawione w jednym źródle, w dodatku wiarygodnym, ponieważ przecież to podręcznik. Po co więc szukać, weryfikować, porównywać, oceniać wiarygodność. Podręczniki drukowane mają oczywiście o wiele więcej wad. Są źródłem zamkniętym, nieinteraktywnym. Nie przystają w żadnym calu do tego, jak funkcjonują uczniowie dzisiaj i jak będą funkcjonować za lat kilkanaście. Dzisiaj, czytając z własnej woli tekst, nasi podopieczni mają odnośniki do innych źródeł. Omawiane zagadnienia są wizualizowane zdjęciami, filmami. Współczesny uczeń serfuje po różnych treściach, co jest dla niego czynnością naturalną, powinien więc serfować też po podręczniku. Aby było śmieszniej, mamy przecież Zintegrowaną Platformę Edukacyjną (dawniej e-podręczniki), przy pomocy której można z takich właśnie interaktywnych podręczników korzystać.
E-podręczniki mają z kolei wiele zalet. Nie tylko dostarczają uczniowi wiedzy, ale pozwalają też zweryfikować jej rozumienie, zapamiętywanie. W interaktywne quizy, testy i zadania można wbudować także informację zwrotną, która nie tylko pokaże uczniowi, na jakim poziomie on się znajduje, ale też udzieli wskazówek, jak ma się uczyć dalej. Jeśli słychać narzekania, że mało kto z tych dobrodziejstw korzysta, to nie należy się dziwić, przecież każdy uczeń ma w tornistrze zestaw drukowanych podręczników.
Być może ktoś powie, że nie każdy uczeń mógłby korzystać z takich książek, ponieważ nie wszędzie w Polsce mamy Internet, a i ze sprzętem różnie. Czym jest wykluczenie cyfrowe zobaczyliśmy w czasie nauki zdalnej. Może więc te zaoszczędzone na drukowanych podręcznikach pieniądze przeznaczyć na to, by z wykluczeniem cyfrowym raz na zawsze skończyć?
Inne osoby mogą zapytać, co z czytaniem? Faktem jest, że rozumienie, przyswajanie tekstu czytanego z papieru jest zupełnie inne niż tego czytanego z ekranu komputera. Mam więc propozycję. Wróćmy do starych, świetnych doświadczeń i drukujmy wybory tekstów (polski, historia, WOS), tablice matematyczne, fizyczne, chemiczne. Bez obudowy, gotowych pytań, zadań, propozycji metodycznych taki „podręcznik” miałby o wiele mniejszą objętość i mógłby służyć na dwa, trzy lata, a w przypadku tablic przez cały okres edukacji. I oszczędność byłaby zapewniona i kontakt z tekstem, źródłem drukowanym. Oczywiście drukowane podręczniki musiałyby pozostać w edukacji wczesnoszkolnej, na tym etapie są niezbędne. Już jednak tornistry czwartoklasistów powinny być puste.
I na koniec być może sprawa najważniejsza. Niech mi moi czytelnicy wybaczą i nie biorą poniższych słów do siebie, ale są ciągle nauczyciele, którzy z podręcznikiem idą przez świat edukacji. Problem w tym, że tylko z podręcznikiem. Każda lekcja to zapisanie tematu, przeczytanie tekstu z podręcznika, rozwiązanie zadań numer…, ze strony… Jeśli ktoś chciałby mi zarzucić, że tak nie jest, to ze smutkiem zapewniam, że z dużą nieprzyjemnością oglądam, jak takich praktyk i to z niejednego przedmiotu doświadcza pewien uczeń na co dzień. Taki nauczyciel pozbawiony metodycznego „gotowca” w podręczniku musiałby pomyśleć, o czym ma być ta lekcja i co ma się na niej dziać. Ewentualnie sięgnąłby do e-podręcznika, ale to i tak byłoby z większą korzyścią dla ucznia, ponieważ otrzymałby przynajmniej za każdym razem informację zwrotna o wyniku rozwiązywanych zadań i ćwiczeń.
Pieniędzy w oświacie jest mnóstwo, z rozmachem są jednak marnowane, między innymi na papierowe podręczniki.
Wesołych Świąt!?
Polecamy
- GeoGebra – poziom podstawowy
- Kompetencje kluczowe w realizacji podstawy programowej z matematyki w szkole podstawowej
- Uczymy pisania – kreatywnie, aktywnie, z humorem
- Trudne lektury na lekcjach języka polskiego
- Lekcja 4MAT – dotrzeć do każdego ucznia
- Komunikacja alternatywna i wspomagająca
- Kodowanie i programowanie w przedszkolu
- Kreatywne zabawy w przedszkolu