Nowa moda – kolbowanie

Nowa moda – kolbowanie

Autor: Piotr Bachoński

Piotr Bachoński absolwent Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu – filologia polska; ukończył podyplomowe studia z informatyki, zarządzania oświatą oraz Podyplomowe Studia Liderów Oświaty; nauczyciel, wicedyrektor szkoły, ekspert ds. awansu zawodowego nauczycieli; uzyskał trzy certyfikaty trenerskie; prowadzi szkolenia, warsztaty, webinaria z zakresu motywacji, oceniania, wizualizacji, myślenia krytycznego; autor i opiekun e-kursów dla nauczycieli, w tym dla nauczycieli języka polskiego; realizuje procesy kompleksowego wspomagania szkół; prelegent konferencji SEO, OSKKO, międzynarodowej Konferencji TOC; publikował w „Dyrektorze szkoły”.


W edukacji dzieci i młodzieży w ostatnich 20 latach pojawiło się wiele mód i trendów, które miały zmienić, jeśli nie zrewolucjonizować proces uczenia się. Badaliśmy więc indywidualne style uczenia, choć mają co najmniej drugorzędne znaczenie. Wprowadzaliśmy „odkrycia” z nurtu neurolingwistycznego programowania, które niemal w całości okazały się psychopedagogicznym mitem. Ciągle synchronizujemy pracę lewej („logicznej”) i prawej („artystycznej”) półkuli mózgowej, choć neurobiolodzy podważają tezę o półkulowości jako typową „mózgobrednię”.[1] W ostatnich dwóch, trzech latach mamy nowego króla wśród trendów i mód – cykl Kolba.

Żelaznym punktem wielu ogólnopolskich programów i projektów edukacyjnych prowadzonych także przez szacowne instytucje odpowiedzialne za rozwój oświaty w Polsce stało się przygotowanie scenariusza lekcji w oparciu o cykl Kolba. David Kolb opracował swój model w 1984 roku na gruncie edukacji dorosłych – andragogiki. I w cale nie jest to zarzut, bowiem niektóre założenia modelu androginicznego rzeczywiście sprawdzają się w pracy z uczniami – szczególnie starszymi. Zarzuty dotyczą dwóch podstaw modelu Kolba.

Pierwsze założenie, samo z siebie z pewnością słuszne, dotyczy twierdzenia, że w edukacji dorosłych istotną rolę odgrywa doświadczenie. Dorosły przystępuje do nauki z wieloletnim bagażem doświadczeń, które mają wpływ na jego motywację, podejście do uczenia się. Natomiast uczeń, im młodszy, tym bagaż doświadczeń ma uboższy. Co więcej, niemal na całej swojej drodze edukacyjnej spotyka się z treściami nauczania, których nie można odnieść do jego doświadczeń: bitwa pod Grunwaldem, rozpad atomu, druga prędkość kosmiczna – trzy przykłady z brzegu. Dlatego specjaliści zajmujący się procesem uczenia apelują, aby tak często jak się da, nawiązywać do wiedzy uczniów, zarówno tej wyniesionej ze szkoły, jak i pozaszkolnej. Przy czym zwróćmy uwagę, że doświadczenie i wiedza nie są pojęciami tożsamymi. Jeśli dorosły uczy się o technikach skutecznej sprzedaży, może mieć już za sobą tysiące godzin rozmów z klientami. Uczeń zapoznający się z przebiegiem bitwy pod Grunwaldem, na szczęście doświadczeń bitewnych z reguły nie ma.

Drugi zarzut jest poważniejszej natury. Swój model Kolb oparł na koncepcji czterech stylów uczenia się: emocjonalnym, obserwacyjnym, symbolicznym oraz aktywnym („przez działanie”). I o ile taki podział znajduje swoje uzasadnienie w neuronauce, to nie ma żadnych dowodów na to, że konstruowanie doświadczeń edukacyjnych tak, aby empiryk, analityk, teoretyk oraz pragmatyk otrzymali „coś dla siebie”, jest efektywne.[2] Ponadto, ostatnie lata w badaniach nad edukacją pokazują, że istotne są nie style uczenia się, ale strategie, jakie przyjmuje uczący się. Jeśli wszelkie teorie o stylach uczenia się (z których żadna nie jest naukowo pozytywnie zweryfikowana) wziąć naprawdę serio, to musielibyśmy przyjąć, że w każdej klasie mamy co najmniej kilkanaście osób, które mają  swoje indywidualne potrzeby edukacyjne. Jak w czasie jednej lekcji zaspokoić je wszystkie? Tymczasem najskuteczniejsze strategie uczenia się są jednocześnie uniwersalne i można je wykorzystać w pracy z każdym uczniem dzieckiem i dorosłym. Co więcej ich skuteczność jest pozytywnie zweryfikowana w licznych badaniach.

Pragnę podkreślić, że nie twierdzę, że cykl Kolba nie jest skuteczny. Twierdzę, że nie wiemy, czy jest skuteczny. A skoro tak, czy naprawdę nie szkoda czasu i wysiłku na propagowanie czegoś, co za jakiś czas może się okazać nieefektywne? A jeśli już poszukujemy uniwersalnego modelu w oparciu o który można konstruować lekcje, czy nie lepiej wykorzystać 4MAT?

Model opracowany przez Bernice McCarthy także wywodzi się z koncepcji stylów uczenia się, ale został skonstruowany z myślą o uczniach niebędących osobami dorosłymi i wpisuje się w model współczesnej lekcji. Ogólnie rzecz biorąc, zaczynamy od próby odpowiedzi na pytanie, po co będziemy coś robili. Nadajemy więc nauce głębszy sens i pokazujemy jej użyteczność (motywacja). Następnie zajmujemy się treściami nauczania i tutaj możemy przywołać dotychczasową wiedzę uczniów oraz pokazać im, jak sobie  z tymi treściami radzić (czyli uczyć uczenia się). Pokazać, jak łączy się ona z nowymi ideami. Później zajmujemy się tym, jak w praktyce wykorzystać zdobyte wiadomości.  W końcu przechodzimy do refleksji. To czas na stawianie przez uczniów pytań badawczych oraz próbę odpowiedzi na nie, wyciąganie wniosków z popełnionych błędów. Na tym etapie przeprowadzamy analizę i ocenę podejmowanych działań (samoocenę) i uzyskujemy informację zwrotną.

Nie ukrywam, że podobnie jak w przypadku cyklu Kolba, nie są znane mi żadne badania dowodzące efektywności modelu 4 MAT. Jeśli jednak proponujemy nauczycielom nowe rozwiązania, dlaczego nie wybrać tego, który lepiej realizuje postulaty skutecznego uczenia się dzieci i młodzieży?


[1] Taki tytuł nosi książka Henninga Becka, Mózgobrednie. 20 i pół mitu o mózgu i jak naprawdę działa, w której autor obala ten mit.

[2] T. Garstka, Psychopedagogiczne mity. 2016, s. 237