Jak inteligentnie radzić sobie z głupimi uwagami i docinkami

Jak inteligentnie radzić sobie z z głupimi uwagami i docinkami

Autor: Joanna Nienałtowska-Padło

Joanna Nienałtowska-Padłotrener, pedagog wielokrotny (pedagogika specjalna, opiekuńczo-wychowawcza, terapia pedagogiczna, socjoterapia), absolwent dwustopniowego szkolenia w zakresie Terapii Skoncentrowanej na Rozwiązaniach; poszukiwacz nowych trendów w pedagogice i psychologii, pasjonat swojego zawodu oraz wrażania ciekawych koncepcji do praktycznej pracy z ludźmi (SOSW, asysta rodzinna, świetlice socjoterapeutyczne, NGO itp.); ma za sobą wieloletnią różnorodną praktykę zawodową, aktualnie – pedagog szkolny, trener rad pedagogicznych, pedagog, coach i terapeuta we własnym gabinecie.

Komunikacja. Jak radzić sobie z niepożądanymi uwagami, komentarzami, docinkami.

Dlaczego jeszcze jeden artykuł o komunikacji?

Inspiracją do snucia niniejszych rozważań stały się książki, na które trafiłam, kompletując swoją pedagogiczną biblioteczkę – by pisane przeze mnie teksty oraz wygłaszane przemówienia o wychowaniu uzyskały szerszy kontekst teoretyczny.

Wydawnictwa, o których wspominam, stanowią jednakowoż kompendium wiedzy praktycznej, chociaż pochodzącej z innych niż pedagogika obszarów. Są też dość odlegle od naszej mentalności i nie zawsze przystają do realiów społeczno-kulturowych, w których funkcjonujemy na co dzień.

Z tych powodów postanowiłam napisać artykuł nt. komunikacji, który by przybliżał niekonwencjonalne, acz praktyczne rozwiązania komunikacyjne, umiejscawiał je w bliskiej nam mentalności i sposobach postrzegania rzeczywistości, a równocześnie nawiązywał do podstaw wiedzy z różnych bliskich nauczycielom dziedzin.

Dla kogo jest ten artykuł?

Kieruję go do osób zajmujących się wychowaniem i nauczaniem w szerokim tego słowa znaczeniu, a także do rodziców czy opiekunów młodych osób, których bogactwo języka, niekonwencjonalne użycie i połączenie różnych form językowych budzą czasami grozę, złość, a czasem chęć użycia zupełnie niepedagogicznych metod poradzenia sobie z niełatwą sytuacją, czy też buńczucznym potomkiem (uczniem)…

Jednym słowem – będzie o tym, jak radzić sobie z trudnymi osobami, uwagami i docinkami w sposób, który nie jest inwazyjny, chroni nas przed zranieniem czy złością oraz przed zachowaniami, które obnażą np. nasz brak profesjonalizmu…

Jak inteligentnie radzić sobie z głupimi uwagami i docinkami?

Nie ma chyba nauczyciela czy rodzica, który nie zetknął się z arogancją, raniącymi uwagami czy też tylko z kłopotliwą słowną ekspresją, na którą nie bardzo wiadomo, jak zareagować..

Każdy z nas też spotkał się z osobami, których, jak się wydaje, jedynym celem jest wyprowadzanie bliźnich z równowagi, spowodowanie nerwowego drżenia rąk lub innych objawów krańcowego zdenerwowania, nie wspominając o przykrych emocjach, które towarzyszą słownej napaści. Znamy wszyscy osoby aroganckie, tyranizujące otoczenie za pomocą kąśliwego języka, ukrywające się za specjalistycznym słowotokiem, złośliwców, plotkarzy, wiecznych malkontentów.

W wielu sytuacjach jedyne, co możemy zrobić, to obronić siebie przez cudzą inwazyjnością i przekraczaniem granic, ponieważ nie naszą rolą jest przekonywanie adwersarza do danych racji czy też prostowanie jego błędnych, naszym zdaniem, przekonań.

W praktyce szkolnej wygląda to tak, że milusińscy, szczególnie nastoletni, potrafią zaskoczyć nas komentarzem czy też uwagą, z którą nie bardzo wiemy, co począć, i wtedy właśnie mają miejsce sytuacje, w których brak profesjonalizmu może poważnie osłabić nasz autorytet, zablokować budowanie właściwych relacji, nie wspominając o zszarpaniu cennych pedagogicznych nerwów…

Człowiek zdenerwowany zachowuje się w specyficzny sposób. Na przykład zaczynają drżeć mu ręce. Bywa, że wraz z narastającą złością zaczyna nerwowo poskakiwać, machać rękami, by siłą gestykulacji wesprzeć argumentację lub próbę odparcia ataku.

Bywa też, że przygnieceni czyimś wybuchem chowamy głowę w ramiona, cali się robimy mali, biedni, słabi, jednym słowem – przegrani. Jest to sygnał dla adwersarza, że może sobie pozwolić na wiele…

Jest w kryminalistyce koncepcja (wiktymologia), która zakłada, ze zarówno ofiara, jak i sprawca przejawiają pewne charakterystyczne cechy, które sprawiają, że sygnały płynące z naszego zachowania (i z ciała) są odczytywane i interpretowane przez otoczenie.

To oznacza, ze pewien typ zachowań (czy też osób) charakteryzuje się cechami tworzącymi podatność na bycie np. ofiarą czyjegoś słownego ataku. Można to zinterpretować jako obraz małego lub malejącego poczucia własnej wartości – takiej osobie typy silniejsze wręcz czują się w obowiązku wchodzić na głowę, niepewność i ujawniana niska samoocena są jakby zaproszeniem do próby ataku lub chociaż przekroczenia naszych granic.

Atakujący reaguje instynktownie, „czytając” niewerbalne sygnały. Słyszałam gdzieś, że człowiek, który się boi, wydziela pewien charakterystyczny zapach, na który reagują psy, w końcu agresja u swych źródeł jest rodzajem energii, więc wszystko odbywa się na poziomie pozaświadomym.

D. Fontana, precyzując rady dotyczące radzenia sobie z trudna klasą (czy grupą), pisze, że młody nauczyciel, idąc na swoje pierwsze zajęcia, powinien jak płaszcz „założyć” na siebie poczucie pewności, nawet, a może szczególnie wtedy, gdy tak naprawdę w środku ma jej niewiele, a może i wcale. Pewien pisarz przypomina, że jedyną radą dotyczącą kontroli klasy, jaką otrzymał, gdy kończył kurs doskonalenia zawodowego dla nauczycieli, było zapewnienie, że nauczyciel zawsze dostaje od klasy to, czego oczekuje.

Jeżeli wchodzimy do pomieszczenia pełnego ludzi nastawionych na złapaniu nas na niekonsekwencji, słabości czy na pomyłce i na czole mamy wypisane „nie poradzę sobie”, „klasa na pewno mnie nie posłucha, dyrektor ostrzegał, że to wyjątkowo wredna grupa…” – na pewno się nie rozczaruje. Już uczniowie postarają się, by miało miejsce samospełniające się proroctwo, a nerwy pedagoga uległy poważnemu nadszarpnięciu, nie mówiąc już o – czasami nieco nadętym – nauczycielskim ego (oczywiście nie jest moim zamiarem obrażanie żadnej grupy wiekowej, w sposób może nieco przejaskrawiony chciałam zasygnalizować, że to są m.in. kompetencje rozwojowe nastolatków – czarno-biały, bezrefleksyjny krytycyzm, tropienie u dorosłych różnych nieścisłości i słabości oraz ich natychmiastowe wykorzystanie przeciwko światu).

P. Witold Kołodziejczyk, podczas warsztatów, w którym miałam przyjemność uczestniczyć, wspomniał, że podczas swoich wizyt w krajach zachodnich przyglądał się szkoleniu kandydatów na nauczycieli. Swoje pierwsze wejście do klasy ćwiczyli nadzwyczaj długo, argumentem było stwierdzenie, że od tego czasami zależy cała przyszła kariera nauczycielska…. Czyli jednak ważna jest aura pewności siebie.

Mową ciała możemy wyrazić wiele: dać przyzwolenie na jakieś zachowanie lub też zachowanie owo powstrzymać, okazać zainteresowanie lub jego brak, wyrazić szacunek lub wręcz przeciwnie…

Często zdarza się, że młody, buńczuczny i np. zniesmaczony perspektywą pobytu w szkole przez dobrych kilka godzin człowiek, mający za sobą swój fanklub (bo jest to bowiem wiek myślenia stadem, czyli kiedy bogiem i carem jest grupa rówieśnicza), całym swym jestestwem wyraża protest przeciwko opisanemu stanowi rzeczy. Może być to dość widowiskowe – bogata gestykulacja, czasami też mocno nieprawomyślna, lekceważący wyraz twarzy oraz cała postawa informująca, gdzie oto młody człowiek ma dyscyplinujące uwagi nauczyciela i co ów może sobie z nimi zrobić… Co wtedy?

Kto rządzi w klasie?

  • komunikacja werbalna i niewerbalna
  • zarządzanie własnym głosem
  • postawa i mowa ciała
  • kontakt wzrokowy

Często chroniąc swą nadwątloną ocenę, reagujemy dokładnie tak, jak oczekuje tego od nas, nazwijmy go tak umownie, „napastnik”.

Głos nam się łamie, a w ferworze i napięciu przechodzi o oktawę wyżej, co może spowodować, że zamiast groźnego okrzyku wydajemy skrzypiący dźwięk. Nie przysparza nam to splendoru ani powagi. Język nam się plącze, uciekają z pamięci potrzebne słowa. Poza tym, jak już była mowa wcześniej, zaczynamy machać rękami, nerwowo podskakiwać. Razem tworzy to zabawny obrazek.

Reagujemy tak, jakby prowokujące zachowanie młodego człowieka było skierowane osobiście przeciwko nam, nie było zaś splotem okoliczności (widownia), wynikiem normy rozwojowej (prowokowanie, protest przeciwko dorosłym i ich normom oraz fizjologiczną wręcz potrzebę wypróbowywania oraz przekraczania ustalonych granic). Oczywiście nie jestem zwolennikiem wychowania bezstresowego i takie zachowanie musi pociągnąć za sobą określone (przewidziane) konsekwencje.

Chodzi mi jedynie o zachowanie dorosłego w tej hipotetycznej sytuacji. Mamy „ogólnonauczycielską” skłonność polegającą na „kupowaniu” demonstracji czy negatywnych zachowań. Pedagog czuje się w obowiązku stosownie, czyli ostro, zareagować na odczytaną przez siebie sytuację. I zaczyna się gra w „moje lepsze”. Młody gniewny rzuca jakieś drażniące czy prowokujące słowo, nauczyciel odpowiada dwoma, młody trzema… i tak oto dochodzi do utarczki słownej, w której nikt nie jest wygrany, zaś na pewno nie nauczyciel.

Jeśli młodemu człowiekowi chodzi o wywołanie zamieszania i nerwowej reakcji ciała pedagogicznego, cele zostają osiągnięte. Nauczyciel czuje się osobiście urażony, zaś nastolatek – co prawda za cenę konsekwencji – chroni swoją pozycję wobec grupy rówieśniczej. Zamieszanie wokół sprawy powoduje, że cała uwaga otoczenia skupia się na nim, co jest dodatkowym, interesującym efektem. W końcu lepiej wyróżniać się czymkolwiek niż wcale…

A gdyby tak na buńczuczną uwagę, zarzut – np. o niesprawiedliwie wpisaną uwagę – nie reagować? Gdyby spróbować poprzez kontakt wzrokowy oraz wymowne milczenie pozostawić uczniowi (oraz sobie) przestrzeń na ochłonięcie, zmitygowanie się, czy też w ogóle wyjście z twarzą z całej sytuacji? Czy naprawdę nasze nauczycielskie ego bardzo ucierpi?

Ważnym elementem zarządzania klasą jest kontakt wzrokowy. Należy starać się, żeby każdego wychowanka „uchwycić” wzrokiem, bo to daje zarówno poczucie kontrolowania otoczenia, daje też szansę na okazania uważności każdemu wychowankowi.

W świecie drapieżników patrzenie prosto w oczy przeciwnikowi oznacza wyzwanie do walki, prowokację. W pracy z trudnymi młodymi rzecz ma się podobnie. Wyzywające spojrzenie, nierzadko połączone z adekwatną mową ciała i mimiką twarzy, ma dokładnie taki sam cel. Jeśli mamy psychiczną siłę oraz pewność, że rozegramy sytuację na swoją korzyść, możemy spróbować wytrzymać wzrokową konfrontację. W przeciwnym razie, lepiej będzie… zauważyć coś zaskakującego w przeciwległym końcu pomieszczenia, potknąć się nagle… itp.

Ucieczka? Być może. Ale wydaje mi się to lepszym wyjściem niż doprowadzanie do eskalacji i tak już nabrzmiałej sytuacji. Młody może wyplątać się z honorem, zachowując twarz przed swoim fan-klubem. Nauczyciel nie musi ryzykować własnym autorytetem, podejmując nieprzewidywalne w skutkach działania.

Oczywiście, taki scenariusz nie zawsze ma zastosowanie Ta sama metoda w wykonaniu różnych osób, tak naprawdę staje się inną metodą. Jak mówi Jacek Pyżalski, ważne są osoba ucznia, nauczyciela, kontekst sytuacyjny oraz sama użyta metoda.

Chodzi tutaj tylko o pokazanie całego spektrum metod, wybiegów, które nie doprowadzą do zakleszczenia komunikacji i do wybuchu gwałtownych emocji, których potem mogą żałować wszyscy zainteresowani.

Na wspomnianych wcześniej warsztatach usłyszałam, ze nauczyciel musi być jak detektyw – dociekać, co i dlaczego miało miejsce, oraz jak jazzman – umieć improwizować… I tu chyba chodzi właśnie o tę drugą umiejętność, jakże przydatną w pracy nauczyciela.

Kolejnym ważnym momentem w sprawnym kierowaniem grupą jest – poza wymienioną wcześniej mową ciała (postawą, mimiką), głosem oraz kontaktem wzrokowym – komunikacja werbalna.

Młodzi często mają kłopotliwy zwyczaj snucia rozmaitych refleksji albo zadawania drobiazgowych pytań, niekoniecznie związanych z tematyką zajęć. Nie jest to oczywiście spowodowane rzeczywistymi zainteresowaniami ani pędem do wiedzy, lecz chęcią wybicia z toku lekcji, wywołania zamieszania i innymi tego typu nieprawomyślnymi pobudkami. Wówczas albo łapiemy się na ów haczyk i próbujemy odpowiadać, albo też reagujemy zdenerwowaniem.

Opowiem, jak zareagował pewien nauczyciel, posiłkując się radami zawartymi w jednym z wymienionych w bibliografii poradniku. Na kolejne bezsensowne pytanie odpowiedział tak: „Wiesz co, Krzysiu – jak jaskółka lot swój zniża, deszcz się zbliża”.

Krzysio zamilkł zszokowany, a pan spokojnie zaczął prowadzić lekcję. Na nerwowe dopytywania chłopca, o co chodziło z tą jaskółką, poinformował, że to nie jest czas na wyjaśnienia. Równo z dzwonkiem Krzyś zameldował się przy biurku, ale pan miał dyżur i informacji nie mógł udzielić… Boi też nie ma sensownej odpowiedzi. Nie chodziło o nic, poza „komunikacyjnym”, nieinwazyjnym wybrnięciem z mało komfortowej sytuacji. Dyskusja czy też próby zdyscyplinowania mogłyby doprowadzić do niepotrzebnej eskalacji, a tak lekcja potoczyła się właściwym torem bez wytaczania armat na muchy. I tak odbyła się elegancka, nieponiżająca nikogo „pacyfikacja”- wiem też od rzeczonego nauczyciela, że potem Krzysio na jego lekcjach zachowywał się nad wyraz przyzwoicie.

Jak radzić sobie z głupimi uwagami i docinkami – pomocne strategie

Tym sposobem przeszliśmy do zasadniczej części rozważań.

Opisana sytuacja została rozegrana za pomocą jednej ze strategii wspominanego wcześniej „słownego aikido”. Jest to jedna ze wschodnich sztuk walki. „W aikido nie ma ataku. Ta sztuka prowadzenia wojny jest tak bardzo defensywna i bez cienia żądzy walki, że nie uczy ona strategii ofensywy (…)” (A. Protin, Aikido).

Przeniesiona na grunt komunikacji zaowocowała opracowaniem przez Barbarę Berckhan słownych chwytów (kontrwypowiedzi), przy pomocy których można się obronić i z których żaden nie jest obraźliwy czy poniżający. Kluczem do asertywnej,  rzeczowej obrony przed werbalnymi atakami jest nasza samoocena i poczucie wartości własnej.

Jednym z aspektów samooceny jest  to, co w sposób nieuświadomiony wynika z naszej postawy i mowy ciała, o czym pisałam wyżej. Nasza postawa, zachowanie stanowi sygnał dla otoczenia:

„Oto jest człowiek wiedzący, czego chce, zdecydowany. Trzeba się z nim liczyć.” Albo: „To nie jest trudny przeciwnik. Robi wrażenie niepewnego, łatwo będzie dać mu do zrozumienia, kto tu rządzi”.

Samoobrona zawsze zaczyna się od podkreślenia naszej niezależności i odrębności. Naszego nastroju nie determinują inni ludzie, my zaś nie odpowiadamy za ich uczucia, więc nie musimy tychże przejmować. Co więc zrobić, by nie dać wciągnąć się w spiralę udzielających się, negatywnych emocji?

Wznoszenie wewnętrznej tarczy ochronnej

W sytuacji nieprzyjemnego ataku, kiedy ktoś próbuje nam „sprzedać” swoje splątane uczucia, zły nastrój poprzez np. kąśliwe, ubliżające uwagi, włączamy mentalny przycisk mieszczący się gdzieś w naszej głowie i uruchamiamy ochronną tarczę, która nie dopuszcza do nas szkodliwych, zewnętrznych wpływów. Jesteśmy bezpieczni w przestrzeni własnych myśli i odczuć. Stąd możemy reagować rzeczowo, spokojnie, adekwatnie do sytuacji i przede wszystkim – według własnych pomysłów na rozwiązanie danego problemu. Przez tarczę, która przypomina grube szkło, wszystko widzimy, słyszymy, ale nic nas nie dotyka i nie rani. Wrażliwość jest cechą często traktowaną jako słabość i wykorzystywana jest przez ludzi przebojowych, mało empatycznych, a przecież bez niej nie byłoby życia i rozwoju. Pamiętać należy, ze budowanie takiej osobistej tarczy, podobnie jak wiele innych umiejętności, wymaga treningu, w końcu nie od razu Kraków zbudowano…

Aura pewności siebie  

Jeśli okazujemy na zewnątrz, jak mało siebie cenimy, to tak, jakbyśmy zapraszali do ataku innych – silniejszych, napastliwych. Sprawiamy wrażenie przybitych, zachowujemy się tak, jakbyśmy chcieli zająć jak najmniej miejsca, uśmiechamy się często, jakbyśmy chcieli uspokoić rozmówcę, nie utrzymujemy kontaktu wzrokowego. Łatwo rezygnujemy ze swoich racji, mamy wyrzuty sumienia, jeśli już zdobędziemy się na asertywną obronę własnych granic.  Myślimy: 

  • nie dam sobie rady, wyśmieją mnie,
  • nie mogę być tak wrażliwa,
  • jestem tylko gospodynią domową…

Taka postawa ułatwia innym przekroczenie naszych granic, a przecież okazywania pewności siebie można się nauczyć. A więc:

  • unikamy wszystkiego, co ujmuje nam godności i podkopuje nasz osobisty autorytet (np. nerwowych gestów),
  • patrzymy rozmówcy w oczy, szczególnie wtedy, gdy robi się nieprzyjemnie,
  • zachowujmy uprzejmy, ale nie służalczy ton głosu,
  • nie kokietujemy swoimi błędami czy słabościami,
  • mówimy jasno i konkretnie, czego chcemy, a czego nie, nie nadużywając wyjaśnień i usprawiedliwień,
  • pamiętajmy, ze mamy prawo do własnych życzeń, nawet wtedy, gdy nie jesteśmy rozumiani przez rozmówcę.

Pierwsza pomoc po ataku

Powiedzmy, ze ktoś „poczęstował” nas porcją nieprzyjemnych  uwag i docinków. Co wtedy? Najważniejsza zasada: najpierw zajmujemy się sobą, dopiero później napastnikiem.

  • Oddychamy

Kiedy jesteśmy przestraszeni lub zaskoczeni, odruchowo wstrzymujemy powietrze, a przecież mózg potrzebuje tlenu, by myśleć prawidłowo. Brak powietrza wpływa także na nasz głos – zaczynamy mówić piskliwie, co nie dodaje nam powagi. A więc robimy głęboki wdech, wydech, nie przejmując się reakcją adwersarza…

  • Zachowujemy dystans

Bez wystarczającej przestrzeni wokół siebie nie możemy jasno myśleć. Zadbajmy więc o fizyczny dystans od rozmówcy (wstańmy, odsuńmy krzesło itp.)

  • Zachowujemy spokój.

Nie poddawajmy się presji, wcale nie musimy zareagować natychmiast i to jeszcze w sposób błyskotliwy.

  • Dajmy sobie czas

Każdy napastnik chce wiedzieć, czy jego atak okazał się skuteczny. A my w spokoju zastanawiamy się nad sytuacją. Informujemy rozmówcę, że na jego uwagę odpowiemy np. jutro. Albo w piątek o godz. 13.

  • Odpowiadamy możliwie najprościej

Atak z reguły jest grubiański, kąśliwy, rzadko kiedy świadczy o inteligencji, nie ma też powodu doszukiwać się w nim głębszego sensu. Po co więc wkładać w odpowiedź zbyt dużo wysiłku i energii? Nie ma powodu uszczuplać naszych zasobów osobistych – uwagi, zdolności intelektualnych, emocji. Pamiętajmy – stres jest wrogiem naszych neuronów, chrońmy je więc, nie wysilając się na natychmiastową obronę, która i tak może okazać się nieskuteczna.

                                                                                                                       

Bibliografia:

  • Dawid Fontana, Psychologia dla nauczycieli
  • Jacek Pyżalski, Kto i kiedy radzi sobie z dyscypliną w klasie, „Psychologia w szkole” 3/2009
  • Julian Elliott, Maurice Place, Dzieci i młodzież w kłopocie
  • Barbara Berckhan, Inteligentny sposób radzenia sobie z głupimi uwagami i docinkami oraz
  • Teraz trudno mnie zranić
  • Susan F. Benjamin, Perfekcyjne frazy, czyli jak radzić sobie z trudnymi osobami
  • E. K. Mc Ewan, Jak radzić sobie z rodzicami, którzy są źli, zmęczeni, bezradni albo po prostu stuknięci
  • Egide Royer, Jak kameleon na szkockiej spódniczce, czyli jak wychować trudnych młodych, nie wykańczając siebie
  • Materiały (oraz wiedza) z warsztatów p. Witolda Kołodziejczyka, przeprowadzonych podczas Konferencji Psychoprofilaktycznej organizowanej przez PARPA