Dobrostan czy motywacja?

Dobrostan czy motywacja

Autor: Piotr Bachoński

Piotr Bachoński absolwent Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu – filologia polska; ukończył podyplomowe studia z informatyki, zarządzania oświatą oraz Podyplomowe Studia Liderów Oświaty; nauczyciel, wicedyrektor szkoły, ekspert ds. awansu zawodowego nauczycieli; uzyskał trzy certyfikaty trenerskie; prowadzi szkolenia, warsztaty, webinaria z zakresu motywacji, oceniania, wizualizacji, myślenia krytycznego; autor i opiekun e-kursów dla nauczycieli, w tym dla nauczycieli języka polskiego; realizuje procesy kompleksowego wspomagania szkół; prelegent konferencji SEO, OSKKO, międzynarodowej Konferencji TOC; publikował w „Dyrektorze szkoły”.

Staram się w swoich artykułach nie tylko omawiać dręczące nas, nauczycieli, problemy, ale i zaproponować konkretną metodę, technikę, która może pomóc w ich, chociażby częściowym, rozwiązaniu. Od razu uczciwie się przyznam, że dzisiaj takiego konkretnego rozwiązania nie zaproponuję, a dlaczego, wyjaśnię to za chwilę. Teraz czas nawiązać do tytułu. Dobrostan nauczycieli jest niewątpliwie hitem tego sezonu szkoleniowego i słusznie. Najwyższy czas zadbać o emocje, nastroje, energię życiową ciężko doświadczonych zdalnym nauczaniem pedagogów (piszę to bez ironii). Ale, no właśnie, jest w tym wszystkim: „ale”.

Wszelkie metody związane z dobrostanem (swoją drogą piękne polskie słowo), wywodzą się z technik mindfulness, zwanych także uważnością (też pięknie) opracowanych przez Jona Kabata-Zinna i opisanych w książce Życie. Piękna katastrofa.  Jestem całym sercem za tym, aby nauczyciele nabyli kompetencji związanych z uważnością wobec siebie i swoich uczniów.  Podejście mindfulness (oczywiście w olbrzymim skrócie) polega na tym, aby nie nastawiać się na osiąganie celów, zwalczanie dolegliwości psychicznych czy fizycznych, ale na wypracowaniu postawy, która pozwala z nimi funkcjonować i być zadowolonym z życia, a może i szczęśliwym. To podejście bardzo do mnie przemawia. Czy nadal nauczyciele będą zbyt mało zarabiali? Czy nadal ich warunki pracy będą odbiegały od idealnych? Czy nadal niektóre z wymagań systemowych, będą wręcz utrudniały uczenie się? Czy uczniowie dostrzegający bezsens niektórych działań szkoły będą stawiali im opór? Na wszystkie te pytania odpowiedź brzmi niestety: „Tak”. Nauczenie się, jak funkcjonować z tymi wszystkimi problemami wywołującymi dyskomfort zarówno psychiczny i fizyczny byłoby więc kluczowe. Problem polega na tym, że oryginalny program uważności Jona Kabata-Zinna trwa osiem tygodni, w ciągu których uczestnik ćwiczy techniki uważności 6 razy w tygodniu przez 45 minut (mile widziane są dodatkowe samodzielne ćwiczenia w domu).

Uczestniczy szkoleń i warsztatów, które rozpoczynają się właśnie masowo w całej Polsce, doświadczą z pewnością ukojenia, poczują się „zaopiekowani”, poznają kilka technik. I oczywiście bardzo dobrze, że tak się stanie, lecz stawiam tezę, za którą dam sobie odciąć rękę swojego najlepszego przyjaciela, że na nic trwałego i systemowego się to nie przełoży. Owszem niektórzy nauczyciele zainteresują się tematem i pogłębią go na własną rękę. Inni wypróbują działanie kilku technik na uczniach i mogą one przynieść dobre rezultaty. Efekt całości będzie jednak z pewnością taki, jak w szkołach, które reklamują się wykorzystywaniem w pracy technik oceniania kształtującego. Losują do odpowiedzi, korzystają z techniki świateł drogowych, ale nie wprowadzają strategii OK. W efekcie może poprawić się atmosfera zajęć i wszyscy uczniowie mogą być aktywizowani przy odpowiedzi, ale system oceniania zostaje „po staremu”, króluje ocena wyrażona stopniem, a ocenianie nie służy uczeniu się.

Jak zatem można byłoby naprawdę rozwiązać problem pogarszania się stanu emocjonalnego uczniów i nauczycieli? Można im zafundować ogólnopolskie programy szkoleniowe dotyczące uważności i wspierania dobrostanu zarówno nauczycielskiego, jak i uczniowskiego, które składałyby się z całego cyklu zajęć, warsztatów. One wyposażałyby nauczycieli w autentyczne, pogłębione kompetencje, pozwalające z jednej strony chociażby unikać wypalenia zawodowego, a z drugiej zadbać o uczniów. To naprawdę nasza narodowa tragedia, że co trzecie dziecko i nastolatek w Polsce potrzebuje pomocy psychologicznej lub psychiatrycznej, a czynnych psychiatrów dziecięcych jest… 400 (w kraju!). Wyobrażam więc sobie nieodpłatne cykle kilku, kilkunastu szkoleń trwających najmniej semestr, a najlepiej rok szkolny, w których biorą udział wszyscy chętni nauczyciele lub wszyscy nauczyciele szkół zgłaszających się do programu. Jednocześnie przypominam, że wielokrotnie przyznawałem się do tego, że naiwny się urodziłem i wszystko wskazuje na to, że taki umrę. Takiego programu oczywiście nie będzie, a jest on palącą potrzebą, ponieważ stan emocjonalny uczniów i nauczycieli zmierza, wbrew tytułowi książki Jona Kabata-Zinna, do niepięknej katastrofy.

Co w tej sytuacji można zrobić? Moim zdaniem należy postawić na coś, co jest programem realistycznym i nie wymaga wysokonakładowych, ogólnopolskich programów szkoleniowych. Należy rozwijać motywację do uczenia się naszych podopiecznych. A dlaczego stawiam taką, wydawałoby się może, obrazoburczą tezę, i dlaczego tym razem sądzę, że nie jest to działanie naiwne z mojej strony, o tym w następnym artykule, który przygotuję, solennie obiecuję, zaraz na początku września.