Piotr Bachoński
Co jakiś czas świat edukacji bombardowany jest informacjami o nowych trendach, rewelacyjnych metodach i sposobach, dzięki którym uczenie stanie się wreszcie łatwe, proste i przyjemne. Niektóre z nich pozostają w teorii i praktyce edukacyjnej na dłużej. Chciałoby się napisać, że tak było też ze stylami uczenia się, choć czas przeszły jest tutaj chyba nie na miejscu. Wiele osób ciągle jest przekonanych, że poznanie stylu uczenia się danego ucznia jest kluczowe, by to uczenie się było efektywne lub wręcz możliwe. Wielu nauczycieli poświęcało więc czas na przeprowadzanie testów, ankiet, wypełnianie formularzy, by zidentyfikować styl uczenia się każdego ucznia. Po takim rozpoznaniu należałoby dostosować formy i metody pracy do preferencji uczniów. Intuicyjnie zawsze sprzeciwiałem się takiemu podejściu. Argumentowałem, że skoro każdy uczeń ma swój własny styl uczenia się, a w klasie mam prawie trzydziestu uczniów, to przeprowadzenie lekcji, w czasie której każdy z tych uczniów dostanie to, co jest najlepsze dla jego indywidualnego stylu uczenia się, jest niemożliwe. Wiele moich intuicyjnych pedagogicznych przekonań nie wytrzymało konfrontacji z wiedzą naukową, ale tym razem, powiem nieskromnie, miałem rację.